Dlaczego warto przeczytać ten artykuł:
W skondensowanej formie przedstawiam co się dzieje z menedżerem w chwili utraty pracy
W skondensowanej formie przedstawiam co się dzieje z menedżerem w chwili utraty pracy
Zwalniający coś tam mówią. Zwalniany mało co słyszy, chce już podpisać papiery i wyjść. Jedną rzecz usłyszy na pewno. Jeśli zwalniający są na tyle beznadziejni, że tłumaczą jak im jest źle, że muszą zwolnić, to zwalniany zapamięta i nie będzie chciał mieć nic więcej do czynienia z nimi w przyszłości.
Nie dotykam tutaj negocjacji warunków zwolnienia, bo to oddzielny temat. Zaznaczę tylko, że jeśli jest to niedopracowane, to warto pokazać merytorykę i rzeczowo uzyskać dla siebie jak najlepsze. To zamaskuje wstrząs i jednocześnie może być sposobem na pokazanie klasy na koniec. Warunek - opanować chociaż na ten moment emocje, bo w takim przypadku są one złym doradcą.
Jeśli stać go na metodyczne działania, to co innego. Wtedy mamy kotwicę w postaci jego kompetencji, które może śmiało wykorzystać w co prawda innym zakresie niż dotychczas, ale z dużym powodzeniem. Najpierw warto zerwać emocjonalne więzi z firmą, z której odeszliśmy. Nie oznacza to zerwania z ludźmi, którzy mają ochotę utrzymywać z nami kontakt. Chodzi mi o przestawienie na grunt prywatny. Nie interesować się wynikami z własnej inicjatywy. Nie śledzić na bieżąco rezultatów. Mówić o nich wyłącznie jeśli temat poruszy rozmówca, bo to oznacza zaufanie z jego strony i uznanie. Jeśli sami pytamy, to podświadomie pielęgnujemy u siebie poczucie straty. To nas odsuwa od działania na swoją korzyść. Przecież mamy zacząć myśleć o przyszłości, a nie rozpamiętywać przeszłość. Takie nastawienie dodaje wigoru. Grzebanie się w przeszłości odbiera nam siły.
"Nadmiar czasu" należy wyeliminować z głowy i już. Nie ma takiego pojęcia. Przecież zawsze nam go brakowało. Na jeżdżenie na rowerze, na zajęcie się dziećmi, na odświeżenie francuskiego, na przypomnienie sobie jak się gra na gitarze, na gotowanie. Mało? A co dopiero jak pomyślimy o poszerzaniu swojej wiedzy? Szczególnie gdy mając pracę nie mieliśmy na to czasu? Jest co robić. Nie dajmy się tylko zepchnąć do narożnika w postaci rozpamiętywania przeszłości. O to czy jest przed nami przyszłość nikt za nas nie zawalczy. Przecież do tej pory niestraszne nam były kryzysy w firmie. Teraz mamy do czynienia z podobną sytuacją. Złapmy analogię, a wszystko się ułoży. Przyszłość nie lubi frustratów. Uśmiech na ustach przyciąga. Zbolała mina odsuwa.
Większość menedżerów, którzy stracili kiedyś pracę ostrzega, że poszukiwanie nowej to zazwyczaj kilka miesięcy. Nawet przy pozytywnym nastawieniu i poprawnym realizowaniu nakreślonej ścieżki. Warto o tym pamiętać aby nie dać się wpędzić w marazm. Grozi to bowiem tym, że nawet jak się nam uda dotrzeć do końcowej fazy rekrutacji, to potencjalny pracodawca zobaczy przed sobą zestresowanego, zmęczonego człowieka, który zapewnia, że jest dobrym menedżerem. Patrząc z boku widzimy smutny obrazek.
Skoro mamy podstawy, aby wierzyć w siebie, to nie dajmy sobie tego odebrać. Sportowiec, który nie wierzy, że wygra nie zostaje mistrzem. Tutaj mamy to samo. Niepowodzenia, cóż, zdarzają się. Nie ma żadnych podstaw do tego, aby doznawać wyłącznie porażek. Chyba, że sami tego chcemy.
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który jest albo pomijany, albo przeoczyłem. Otóż odejście z pracy może być fundamentem budowania własnej wartości. Niezależnie od tego, jak dziwnie to brzmi. Wtedy bowiem możemy zobaczyć jakimi byliśmy szefami dla swoich podwładnych. Do tej pory utrzymuję przyjazne kontakty z wieloma ludźmi, z którymi pracowałem w Coca-Coli, chociaż było to 28 lat temu i następne 4 lata odbierałem im zdrowie pracując w śmiertelnej konkurencji. Na moim pożegnaniu z Pepsi było kilkadziesiąt osób. Bawiliśmy się do rana. Miała być zrzutka, a firma zdecydowała się pokryć niemały rachunek. Odchodząc z LOT, ostatniego dnia zostałem poproszony aby wejść do sali konferencyjnej. Zobaczyłem tam wszystkich swoich 106 ludzi. Dostałem misia mojej wielkości i ogromną laurkę z bardzo osobistymi wpisami. Popłakałem się, bo i ci ludzie i ja sam wiedzieliśmy, że każdy z nich przerasta mnie o głowę w merytorycznej wiedzy o niuansach pracy w przewozach powietrznych. Na imprezy (przed pandemią) byłem zapraszany cyklicznie przez ludzi z Rigipsa i Webera. Dla kilku ludzi z Assa Abloy, chociaż pracowałem tam bardzo krótko, nadal jestem autorytetem. Moi pracownicy z Inveny zrobili mi prywatne pożegnanie. Czy w takich okolicznościach można stracić wiarę w siebie?
Ci, którzy tego jeszcze nie doświadczyli, mają okazję w nowej organizacji. To przecież będzie otwarta księga. Mają teraz czas popracować nad sobą, aby ludzie ich pokochali. Czy polskie przysłowie: "nie ma tego złego..." zaczyna mieć sens?
Kurtyna nie musi opaść definitywnie. To od nas zależy, czy tak do tego podejdziemy, czy uznamy, że owszem, ten spektakl nie będzie już wystawiany, ale będą następne. I w nich zagram. Oczywistym jest, że inną rolę. Jedni podobną, a inni stwierdzą, że obsady amanta to już nie dostaną, ale głowę rodziny w nośnym serialu - czemu nie. Tak czy inaczej po castingach trzeba pobiegać.
---------------
Emilian Wojda
Dodaj komentarz