Zaloguj się lub Dołącz do nas
Promuj się za darmo!
  • Trenerzy
  • Szkolenia
    arrow_drop_down
    • — Wszystkie Szkolenia —
    • Otwarte
    • Zamknięte
    • Online
    • Indywidualne (1:1)
    • W przyszłym tygodniu
    • W przyszłym miesiącu
    • — Przeglądaj Kategorie —
  • Artykuły
  • Kategorie
    arrow_drop_down
    • — Wszystkie Kategorie —
    • Sprzedaż i Obsługa Klienta
  • polski
Promuj się za darmo!

Bo życie mamy jedno

O zmianie kariery zawodowej....

  • Treść artykułu
  • Skomentuj ten artykuł 0
  • O autorze
  • Powiązane szkolenia
  • prev
  • next
  • prev
  • next
Autor artykułu:
Sarczyńska Anna

Dlaczego warto przeczytać ten artykuł:

O zmianie kariery zawodowej....

Tematyka:
  • Doradztwo zawodowe

Rozmawiam z Anną Sikorską, doradcą zawodowym, specjalistą ds. marketingu i zarządzania, właścicielem Hotelu dla psów „Gaja” w Chroślicach, która współpracuje z ogólnopolskimi fundacjami działającymi na rzecz zwierząt, organizując pomoc dla pokrzywdzonych i porzuconych psów. Obecnie pod jej opieką pozostaje ponad 30 psów przeznaczonych do adopcji.

Anna Sarczyńska: Jak wspominasz pierwsze lata swojej kariery zawodowej?

Anna Sikorska: Moje wykształcenie to był czysty przypadek. Chciałam się dostać do ogólniaka, ale mi się nie udało. Ostatecznie skończyłam Liceum Zawodowe jako sprzedawca-magazynier. To był strzał znikąd. Zupełnie oderwany kierunek od moich potrzeb, ale w wieku lat czternastu (poszłam rok wcześniej do szkoły, co miało na mnie duży wpływ), nie wiedziałam co chcę robić, nie znałam siebie. Kryteria mojego wyboru były standardowe: było blisko, koleżanki również szły do tej szkoły. Po maturze nie poszłam na studia wyższe. Miałam niską samoocenę, nie wierzyłam we własne siły. Zapisałam się więc do policealnego studium zawodowego i ukończyłam kierunek technik informatyk. Jednym z powodów była chęć nauki obsługi komputera, wtedy jeszcze dostęp do takiego sprzętu mieli nieliczni (lata 90 – sic!). Lata 90-te ubiegłego wieku i początek XIX to fala bezrobocia. Ja również szukałam intensywnie pracy. Miałam różne epizody zawodowe.

Jak zostałaś doradą zawodowym?

To był w sumie przypadek. Podjęłam pracę jako pośrednik pracy. Przez kilka ładnych lat zajmowałam się pośrednictwem. W międzyczasie ukończyłam zarządzanie i marketing. Następnie, a to były czasy, kiedy brakowało kogoś takiego jak doradca zawodowy, ukończyłam doradztwo zawodowe. W taki sposób moja przygoda z urzędem pracy trwała 16 lat.

O czym marzyłaś w dzieciństwie? Kim chciałaś być?

Miałam być weterynarzem, ale nikt mną nie pokierował. Praca ze zwierzętami zawsze była moja moim marzeniem. Uwielbiałam zwierzęta, zajmowałam się psami. Jestem córką leśniczego. W naszym domu zawsze mieliśmy mnóstwo zwierząt, dzikich i domowych. Były też ratowane, takie, którym trzeba było udzielić pomocy. Miałam swoje zwierzęta. Poza tym jako nastolatka interesowałam się roślinami, było ich w moim pokoju mnóstwo, bardzo o nie dbałam. To zainteresowanie zostało mi do tej pory.

Po czym poznałaś, że to jest właściwy moment na zmianę zawodową?

 Anna Sikorska. Po 13 latach pracy w urzędzie zaczęłam odczuwać rutynę i nudę. Przestałam widzieć sens w tym co robię. Procedury, standardy, tryby postępowania przestały dla mnie mieć sens. Zaczęłam być zmęczona ludźmi. Poza tym ta praca wyciąga dobrą energię, codzienny kontakt z osobami bezrobotnymi, zagrożonymi wykluczeniem społecznym bardzo obciąża psychicznie. Mój entuzjazm znikł. Zdałam sobie sprawę z tego, że przychodzę do pracy za karę. Było to szalenie frustrujące.

Wydarzeniem, bardzo znaczącym w moim życiu, była śmierć mojej mamy. Zaczęło do mnie docierać, że ja nie będę żyła dwa razy. Nikt nie da mi szansy na poprawę. Jest jeden wystrzał do startu, jedna trasa i jedna meta. Albo żyjemy w zgodzie ze sobą i jesteśmy szczęśliwi co robimy, albo godzimy się na to, że jesteśmy z tym nieszczęśliwi. Nie zawsze byłam zadowolona z tego co robię i jak żyję, ale teraz po różnych etapach mojego życia stwierdzam, że jest dobrze i że tak miało być. Ale to wymaga czasu i do takich refleksji trzeba dojrzeć. Niektórym zajmuje to mniej czasu. U mnie to trochę trwało.

Jak wspominasz reakcję swojego otoczenia na decyzję o zmianie zajęcia?

W wieku 40 lat postanowiłam zacząć spełniać swoje marzenia. To, że osiągnęłam stabilizację na gruncie osobistym, niesamowicie mi pomogło. Czułam wsparcie bliskich mi osób i widziałam, że mam w nich wszelkie oparcie. Nie krytykowali, nie potępiali. Nie usłyszałam wyrzutów w stylu: „Na co ci to?”. Choć muszę przyznać, że kilka osób dziwnie się uśmiechało słysząc o moim pomyśle. Niektórzy pukali się w czoło: „Hotel dla psów”?!, ale te najważniejsze osoby dla mnie, zawsze były blisko. Miałam też od nich wsparcie finansowe, co oznaczało, że naprawdę we mnie wierzyli. Swoich oszczędności po pracy w urzędzie nie miałam.

Skąd czerpałaś na początku wiedzę?

Przeglądałam strony internetowe i fanpag’e różnych organizacji. Osobiście jeździłam do hoteli dla psów. Rozmawiałam z ludźmi z branży. Już wcześniej współpracowałam z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami w Jaworze. To właściwie dzięki ludziom z TOZ-u dowiedziałam się najwięcej. Oni mnie też najbardziej zmotywowali do działania.

Prowadzisz obecnie Hotel dla zwierząt oraz stale współpracujesz z fundacjami pomagając ratować zdrowie i życie psów. Czy uważasz, że podjęcie się prowadzenia takiej działalności wymagało odwagi?

Z pewnością wymagało to bardzo dobrego, odważnego przemyślenia, czy da się radę. Nie jest to praca dla każdego. Wymaga pewnych wyrzeczeń, poświęceń, rezygnacji, pełnej dyspozycyjności. Tu nie możesz iść na zwolnienie, powiedzieć, że dziś jesteś zmęczona, nie masz ochoty czy nie masz czasu, albo że chcesz wyjechać na urlop lub wyjść na Sylwestra. W weekendy przyjmuję ludzi, którzy interesują się adopcją psów. Poznaję ich, rozmawiam, pokazuję psiaki. Angażując się w takie przedsięwzięcie musisz mieć pewność, że wystarczy funduszy na opłaty czy karmy dla tylu zwierząt, że po prostu wystarczy ci sił. Odwaga wiąże się np. z akceptacją wstawania przez kilka tygodni,7 razy w nocy, do szczeniaków, które trzeba nakarmić butelką. Im nie powiesz, „zjecie jutro, później, napijecie się za 7 godzin”. Jest tu i teraz. Zaczynam dzień od sprzątania boksów, klatek, wybiegu i tym też dzień kończę. To się nigdy nie kończy. Dezynfekcja i sprzątanie na okrągło, czyli najmniej przyjemne czynności. Na nic więcej nie masz czasu (śmiech). Robię wszystko sama. Nad wszystkim czuwam. W tej chwili mam osobę, która tylko pomaga w drobnych remontach.

Kiedyś dni mi uciekały. Po pracy były zakupy, obiad, sprzątanie. Wydawało mi się, że jak przyjdzie niedziela to odpocznę, a tak naprawdę to już się myślało o tym, że w poniedziałek trzeba iść do pracy. Teraz nie mam dni wolnych, świąt, urlopu, ale nie żałuję. Praca stała się dla mnie oczywistością. Jest bezdyskusyjna i nie podlega żadnym wyjątkom. Nieistotne jest czy jest zimno, czy leje deszcz, czy wieje silny wiatr. To cudowne. Nie czuję, że muszę do niej „chodzić”. Przywołam tu Konfucjusza, który mówił o wykonywaniu pracy, którą się kocha. Jedyną myślą rano jest to czy zdążę wypić kawę (śmiech). Do hotelu przyjmuję różne psy, nie tylko małe kanapowe yorki z kokardkami. Dobrze jest odrzucić takie stereotypy. Pomagam wielu fundacjom ratować poszkodowane psy. Trafiają do mnie psiaki z urazami psychicznymi i fizycznymi. Często do długotrwałego leczenia, do socjalizacji, psy, które trzeba oswajać, z którymi trzeba pracować od podstaw zanim będą gotowe do adopcji. To psy, które całe życie były na łańcuchu, zagłodzone, rzucające się na jedzenie, nie rozumiejące gdzie są, wpadające w panikę, jedzące na zapas, wymagające pracy nad lękiem, że nie zabraknie im jedzenia czy wody. To są psy, które się ruszają od robactwa. Psy niepełnosprawne, niewidome, głuche. Były psy bez kończyn, po paraliżach, po złożonych urazach. Psiaki z interwencji po znęcaniu się, bojące się panicznie dotyku. Ogarniam też tematy medyczne. Wiele zawdzięczam weterynarzowi, z którym współpracuję. Dużo się od niego uczę, pozwala mi brać udział w zabiegach, odpowiada na moje miliony, czasami laickich, pytań. Muszę mieć świadomość zagrożenia epidemiologicznego, znać proces kwarantanny, techniki pobierania próbek. Oprócz znajomości chorób i rodzajów pasożytów, muszę znać też zachowanie stada, schemat jego funkcjonowania z indywidualnościami ras, jak i ich mieszanek, które wchodzą w jego skład. Każdy ma własne potrzeby, np. żywieniowe (alergie pokarmowe). W tym momencie większość psów jest gotowych do adopcji. Taki proces socjalizacji jest bardzo indywidualny. Jeden psiak już po tygodniu będzie gotowy, inny będzie potrzebował na to dwóch lat. Jak w poradnictwie (śmiech). Nie da się zmierzyć efektywności! Każde z tych zwierząt ma różne doświadczenia, często bardzo bolesne i nawet nie chcę myśleć, co niektóre musiały przejść zanim do mnie trafiły.

Opowiedz o tzw. „piątkowych miziankach”.

Miziankowe piątki mają na celu socjalizację psów, jest to praca z ludźmi z zewnątrz. Zdaję sobie sprawę z tego, że psy w ciągu dnia oglądają tylko mnie, więc dobrze jest sprawdzać jak one się zachowują w stosunku do obcych. Przychodzą ludzie, którzy są „psiolubni”, wiedzą jak się zachować. To głównie wolontariusze TOZ Jawor. Bardzo się cieszę, że przychodzą też dzieci. Obserwuję wtedy jak psiaki reagują na nie, a po drugie według mnie to istotny walor edukacyjny. Dzieci uczą się właściwych zachowań, odpowiedzialności, szacunku dla zwierząt, staje się to dla nich naturalne. Dzieci w wieku do lat 13 przychodzą z rodzicami. Dorośli również zmieniają swoje spostrzeganie. Dzięki tym spotkaniom wielu ludzi zaczęło nam pomagać organizując np. zbiórki żywności, kocy, ręczników, kołder itd. Czuję, że mam wpływ na świat, może malutki, ale ta świadomość jest bardzo przyjemna.

Z iloma fundacjami teraz współpracujesz?

Obecnie z ośmioma. Siedem ma zasięg ogólnopolski, m.in. Tomaszów Mazowiecki, Warszawa, Śląsk, Jawor, jedna jest z Niemiec.

Jakie według Ciebie cechy pomogły Ci w realizacji Twoich zawodowych pomysłów?

Nie sztuka skoczyć na głęboką wodę bez przygotowania. Za sobą zostawiałam pewność, stabilizację, bezpieczeństwo. Pewność wypłaty, ustalone ramy odpowiedzialności. Swoistą strefę komfortu. Zanim podjęłam decyzję o zmianie zawodowej, zrobiłam pełny research branży, w którą chciałam wejść. Dokładnie rozpoznałam działalność hotelową dla psów. Zorientowałam się co do środków finansowych, o które musiałam się postarać. Moje wyobrażenia przeniosłam na biznesplan. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że byłam zupełnie „zielona”. Uczyłam się na własnych błędach. Miałam jednak swoją wizję i ona się sprawdziła. Prowadzenie własnej firmy, szczególnie takiej jak moja, to całodobowy obowiązek. Podobny obowiązek jak przy posiadaniu dziecka. Z tą różnicą, że tu masz ponad trzydzieści psów, które na Ciebie liczą.

Wymaga to niesamowitej samodyscypliny. Od zawsze miałam duże poczucie odpowiedzialności za to czego się podejmowałam. To co robię, robię na 1000 %. Obcowanie z żywymi zwierzętami, uczy pokory. Każdy z tych psów ma inne pomysły, inny temperament, charakter. Trzeba chcieć je poznać, obserwować, uczyć się ich i od nich. Wcześniej nie sądziłam, że psy są zdolne do takich pomysłów jak rozplatanie siatki, przełażenie przez dwumetrową blachę czy rozrywanie nitów w ogrodzeniu. Dzięki nim rozwinęłam swoją wyobraźnię (śmiech). Cechy, które na co dzień ułatwiają mi prowadzenie tej działalności to oprócz ogromnej empatii, bycie w pewnym sensie twardym, stanowczym i bardzo konsekwentnym. Jestem uparta i nieustępliwa. To jest zarówno wada, ale i zaleta. Doceniam, że siedzi we mnie takie „małe licho”, które w kontakcie z psami umożliwia mi np. panowanie nad stadem. Psy są doskonałymi obserwatorami, jeśli drgnie Ci nawet powieka i choćby tylko pomyślisz o wahaniu, to one już to wiedzą. Czasami musisz po prostu umieć wyłączyć swoją wrażliwość, wątpliwości i iść do przodu, bo jeśli nie zrobisz tego to przegrasz. Wyobraź sobie, że wchodzisz na wybieg, gdzie jest 18 psów. Zgadzają się ze sobą, aż tu nagle któryś wykopuje starą kość i w pewnym momencie wybucha wojna. Do dwójki kłótników dołącza reszta i robi się kotłowisko. Tutaj siłą nic nie zdziałasz. Możesz włożyć tam rękę, ale albo ją stracisz, albo będziesz zszywać. Krzyk na niewiele się zda. One wyłączają swoją reakcję na te bodźce. Mam już wypracowane metody. Możesz jedynie wejść jako samiec/samica alfa i przejąć kontrolę odbierając psiakowi łup i opanować stado na spokojnie. Tutaj liczy się sposób i psia psychologia. Mój prywatny pies waży 120 kg. Siłą nic bym nie uzyskała. Jak się uprze to np. nie wyjdzie z samochodu. Nauczyłam się jak podchodzić do zwierząt, aby uzyskać założony cel wpływając na ich zachowanie bez użycia siły i strachu, stosując się do behawiorystki zwierzęcej. Wiadomo, że systemem nagród uzyska się więcej niż systemem kar. Trzeba być przy tym bardzo konsekwentnym, każde ustępstwo cofa o krok milowy postępy w socjalizacji psów, które przez kilka tygodni będą próbować Twoich sił, „A może się uda?”. Musisz mieć jednocześnie delikatność i nerwy ze stali. Cierpliwość i upór jednocześnie. Kiedy tupniesz nogą, to one się nie wystraszą, a będą po prostu wiedziały kto tu rządzi. To wymaga ogromnej pracy. Szczególnie z psami, które są ztraumatyzowane, po wielu różnych przejściach i wyrządzonych im krzywdach. Są sytuacje, w których niezbędny jest błyskawiczny refleks, siła fizyczna aby wytrzymać masę psa, opierającego się o Ciebie, albo którego trzeba nieść na rękach do weterynarza.

Jak sobie radzisz w sytuacjach, kiedy dla zwierzaka nie ma już ratunku?

Byłam nie raz świadkiem takich sytuacji. W momencie kiedy naprawdę nie ma rozwiązań i wszystkie próby zawiodły, to w obliczu wielkiego cierpienia psiaka, nie mogąc mu pomóc, zapada decyzja o zakończeniu jego cierpień. Widziałam długoletnie asystentki, weterynarzy z długim stażem pracy, którzy usypiali psa, przepraszając go ze łzami w oczach. Nie da się podejść to tego na zimno. Ulgę przynosi świadomość, że pies nie wyje już z bólu, że przynosisz kres tym mękom. Ja muszę mieć na uwadze całe stado, psy czują ten dramat i same się również się niepokoją. To zawsze jest trudne. Zawsze.

Co daje Ci teraz największą satysfakcję?

Zdjęcia moich podopiecznych z nowych domów, uśmiechnięte psie mordy na filmikach, które przysyłają mi nowi opiekunowie. Zdjęcia z wakacji, ze spacerów, śpiące w łóżkach, bawiące się na dywanie. Miałam ostatnio psa, który był sparaliżowany po skopaniu go przez człowieka. Trafił do mnie w stanie tak ciężkim, że jak jechałam z nim do weterynarza, to zastanawiałam się czy nie jadę z nim w jedną stronę. Szczerze powiedziawszy, kiedy okazało się, że ma cały rdzeń kręgowy, to ucieszyłam się, ale i też bardzo się bałam. Miał czterokończynowe porażenie oraz porażenie nerwu odpowiadającego za żuchwę. Nie mógł jeść, gryźć, nie mógł się podnieść, był bezwładny, leżał i wył z bólu. Nikt nie mógł nic zrobić, poza podaniem leków przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Przez 6 tygodni walczyłam rehabilitując go w domu. Przyjeżdżała rehabilitantka raz w tygodniu, za co jestem ogromnie wdzięczna. Podpowiadała co mogę jeszcze zrobić. TOZ Jawor bardzo wtedy pomógł. Kiedy ten pies stanął na nogi to się rozpłakałam… Zaadoptowali go cudowni ludzi. Pojechał do Niemiec. Kiedy widzę go zdrowego na filmach i zdjęciach to tak jakbym rosła. To są właśnie te tzw. „duże dni”, porównywalne z momentami otrzymania prawa jazdy, zdania matury, dostania się na studia czy obrony tytułu magistra. To są właśnie takie moje Duże Dni. Mam je bardzo często i o nich pamiętam. To jest w tej pracy najfajniejsze. Z większością moich psiaków mam kontakt. Widzę ogromną zmianę, odkąd do mnie trafiły, skulone ze strachu, piszczące, wyjące, chore. Widzę ich nowe życie. To dla mnie szczęście. Niektórzy uważają mnie za dziwaczkę. Kogoś, komu odbiło. Ale ja widzę w tym sens. Może ta mała działalność choć trochę zmieni świat wokół nas.

Nie raz dostałaś potwierdzenie, że to co robisz jest ważne. Dwukrotnie otrzymałaś honorowy tytuł TOZkara za pomoc zwierzętom, przyznawany podczas balu charytatywnego w Jaworze.

Tak, to miłe wyróżnienie, ale tu nie o nagrody chodzi. To nie daje poczucia sensu w takim stopniu. TOZkar to potwierdzenie, że ktoś to akceptuje i docenia, ale mi nie chodzi o wdzięczność ludzką. Bardziej istotna dla mnie jest wdzięczność tych zwierzaków, a właściwie to jak później funkcjonują. Ludzie krzywdzą zwierzęta, wiele z nich funkcjonowałoby lepiej bez ludzi. Ale jest jak jest. Trzeba robić wszystko co w naszej mocy, aby odpowiadać za to co oswoiliśmy.

Jakie są Twoje plany na przyszłość zawodową?

Wciąż udoskonalam mój projekt. Realizacja tej wizji zajmie mi pewnie kilka następnych lat. W tym momencie podejmuję współpracę z gminą, aby brać lokalnie udział w odławianiu psów (mam uprawnienia). To jest zajęcie wymagające specyficznych cech, które w mojej ocenie posiadam. Mogę przeprowadzać psy przez takie akcje nie narażając ich na stres, minimalizując lęk związany z transportem czy przebywaniem w nowym miejscu. Czuję, że to moje zadanie. W okolicy pojawiają się psy, które się zgubiły, uciekły, ale najczęściej niestety zostały porzucone. Chcę im pomagać już od samego początku.

Co chciałabyś przekazać ludziom, którzy czują, że nie realizują się w swojej pracy?

Obserwuję, że ten problem dotyczy wielu osób. Można powiedzieć, że coś ich „gniecie od środka”. Bardzo ważne jest aby poznać siebie, poczuć się bezpiecznie ze sobą, zaufać sobie i przede wszystkim rozmawiać. Rozmawiać ze swoimi bliskimi, z doradcami kariery, pedagogami, rozmawiać nawet ze sobą na głos, pisać do siebie. Ja też robiłam notatki, spisywałam pomysły. Warto się upewnić, co do swoich potrzeb i skłonności zawodowych. Mnie pomógł test Achtnicha*, który utwierdził w przekonaniu, że moim motywatorem do działania jest natura, chęć tworzenia i bycia potrzebnym, wrażliwość na cierpienie zwierząt, organizowanie i planowanie przedsięwzięć. Poza zdolnościami do wykonywania zawodu, trzeba mieć jeszcze skłonności ku jego wykonywaniu. Szukajmy osób, które stawiają właściwe pytania, które chcą nas słuchać i mądrze będą nas wspierać. Zwróćmy dodatkowo uwagę na młode osoby, które wybierają dopiero kierunek szkoły. Przecież działają po omacku! Nawet jeśli przejdą diagnozę zawodową w szkole, to jest to tylko pobieżne. Decyzje tego typu powinny być związane z próbkami pracy, realnym poznaniem świata zawodów, a przede wszystkim odkryciem tego, co naprawdę nam w duszy gra i co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi.

Moment napisania biznesplanu utwierdził mnie w przekonaniu, że moja decyzja jest słuszna. Dopiero po przeczytaniu tego dokumentu, kiedy wszystko już było dopięte na ostatni guzik i gotowe do złożenia do projektu unijnego, uwierzyłam, że naprawdę to robię. Moja wizja zaczęła mieć kształt.

Trzeba mieć odwagę i zaufać swojej intuicji.

 Bardzo dziękuję za rozmowę!

 Anna Sarczyńska. Pedagog, doradca zawodowy, trener.  Specjalizuje się m.in. w odkrywaniu talentów, komunikacji międzyludzkiej i przygotowaniu Klientów do procesu rekrutacyjnego.

* Test Obrazkowy Zawodów Martina Achtnicha

 

Artykuł ukazał się się w kwartalniku: „Doradca kariery”, 2(5)/2019, s. 7-8.

mood_bad
  • Brak opinii.
  • Dodaj komentarz

    Dodaj komentarz · Anuluj pisanie odpowiedzi

    Musisz być zalogowany, żeby móc dodawać komentarze. Możesz założyć konto w portalu za pomocą konta Google - dwoma kliknięciami :)

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

    Być może zainteresują Cię również:

    Mord w dziale obsługi klienta, czyli dlaczego powinieneś lubić swoją pracę?

    Rymszewicz Violetta
    Rymszewicz Violetta

    Projektowanie Doświadczeń Klienta.

    Możdżyńska Anna
    Możdżyńska Anna

    CONCIERGE - sposób na ciekawą pracę w hotelarstwie.

    Możdżyńska Anna
    Możdżyńska Anna

    Trudne poszukiwanie szczęścia. Ile psychologa zawiera w sobie doradca zawodowy?

    Sarczyńska Anna
    Sarczyńska Anna

    Nauczanie kreatywności – szczególne wyzwanie dla doradztwa zawodowego

    Sarczyńska Anna
    Sarczyńska Anna

    Wyjść poza schemat. Rola i zadania zajęć z kreatywności w ofercie publicznych służb zatrudnienia

    Sarczyńska Anna
    Sarczyńska Anna
    Business Trainer

    Wybieraj spośród najlepszych i najwyżej ocenianych trenerów w różnych dziedzinach w Polsce.

    • Trenerzy
    • Szkolenia
    • Kategorie
    • Moje konto
    • Polityka Prywatności
    • Regulamin Serwisu BusinessTrainer.com
    • Kontakt

    ©2020 - Business Trainer. All right reserved

    Koszyk